Nareszcie obejrzałam i porównałam oba filmy.
Z czystym sumieniem powiedzieć mogę, że z tych dwóch interpretacji bardziej przemawia do mnie właśnie Valmont.
Niebezpieczne Związki mają "makijażową" klamrę spinającą film i jeśli chodzi o wydarzenia dużo wierniej odzwierciedlają akcję książki. Aktorzy w obu filmach grają świetnie, oddając w każdym filmie obmyśloną atmosferę- to co naprawdę różni dla mnie oba filmy.
Nad "Związkami" unosi się jakaś duchota, ciężki, mroczny kurz. Markiza i Wicehrabia to w tej interpretacji postacie demoniczne, niemal upiorne.(A Cecylia jakaś w ogóle dziwna jest, ja bym jej dała 20 lat i kilku kochanków:P).
"Valmont" to film- fresk, jakby kartka z pamiętnika osoby wspominającej tą epokę "której kto nie zna, nie wie co to słodycz życia". Piękne stroje, nieustanne zabawy i wszechogarniająca nuda która każe wyładowywać się w miłosnych intrygach. A że przy okazji zniszczymy komuś życie? Kto by się tym przejmował, a najmniej para motylich intrygantów.
Dobrze to ująłes, "Związki" są duszne a postacie demoniczne, tyle, że to właśnie wg. mnie przemawia na korzyść "Związków". Podoba mi sie taki styl prowadzenia akcji i kreowania bohaterów. Aktorstwo ciut lepsze, ale "Valmont" też jest świetne, dlatego tak trudno jest porównywać te dwie interpretacje.W mojej ocenie związki dostały 9 i serduszko a valmont 8.