Emancypacyjny i buntowniczy song dziewczyny na wejście przechodzi w intymną rozmowę koleżanek w łóżku o pierścionku włożonym na miłosny palec przez księcia z życiowej bajki, na co nakłada się surrealistyczny obraz samotnego krawata założonego przez Andelkę na pień drzewa w pustym lesie, jedynej przestrzeni w świecie robotnicy z blizną po przeciętych żyletką żyłach, w której miłość obcuje z wolnością. I tak aż po ostatnie kadry. Niby prosta opowieść, jak z „Pierwszego kroku w chmurach” Hłaski, ale jak tkana, jak porażająca… Powinno kiedyś powstać – z inspiracji filmem Formana – Muzeum Smutku Socjalistycznego Obozu Przyjaźni. Już same sfotografowane ujęcia twarzy dziewczyn z małego miasteczka na wieczorku zapoznawczym z rezerwistami ze stolicy stanowiłyby bezcenną i niepowtarzalną kolekcję. Ale to, co czyni ten film arcydziełem to zajmująca blisko jego połowę sekwencja dziejąca się w Pradze, bądź co bądź mieście miłości. Tylko, że zamiast Mostu Karola mamy tu mieszkanie kwaterunkowe w kamienicy pamiętającej czasy habsburskie, ze śladami secesji… Żyją tu Milda, ten chałturzący wieczorami muzyk, który uwiódł Andulę, jego ojciec i matka. Przeciętna rodzina przeżarta nowym systemem i odcięta od ciągłości kulturowej. Żadna tam ekstrema władzy, ideologii czy ludzkiego zła. Tylko wykorzenienie, brak smaku, pustka wewnętrzna, duchowe znijaczenie, wieczna życiowa drzemka w kuchni przed telewizorem… i to wspólne łoże, w którym przewracają się z boku na bok ciągnąc przykrótką kołdrę i obrzucając się obelgami, jak prosiaki taplające się w błocku. Tego starczyło, by rozdeptać na śmierć miłość, co miała siłę wiosny, przywiezioną tu przez dziewczynę z dalekiej prowincji.
To chyba najlepszy komentarz jaki kiedykolwiek przeczytałam na filmwebie. Dziękuję za tak interesującą interpretację, która pomogła mi trochę bardziej łaskawym okiem spojrzeć na tytułową miłość naiwnej blondynki.