Chodziłem wokół tego filmu kilka lat, między innymi za sprawą średniej ocen na Filmweb... W końcu
pomyślałem: trudno, poświęcę te 1,5h... Myślałem, że po średniej ocenie Parnassusa, nic mnie
bardziej nie rozśmieszy... A tu masz jest Atak marsjan... Pokazuje to jedno - że dopóki kierujesz się
filmwebową oceną odnośnie filmów sztywno trzymających się gatunku - robisz dobrze. Jednak kiedy
masz przeczucie, że film nieco wykracza poza kanon - porzuć nadzieje o miarodajności tutejszej
punktacji.
Ludzie (my) źle znoszą odstępstwa od normy i najczęściej deprecjonują to, czego nie rozumieją i co
nie mieści się w ich schemacie odbioru.
Wszystko zależy od tego na co się nastawimy : jeśli się nastawimy na film sf pokroju Wojny Światów czy Obcego to z pewnością się zawiedziemy..jeśli jednak pomyślimy o tym filmie jako czarnej komedii z elementami sf to czeka nas w zależności od gustu odmóżdżający seans :)
Idąc do kina w 1997 nastawiłem się na Burtona, który był wtedy po Soku z żuka, dwóch Batmanach, Edwardzie Nożycorękim i Edzie Woodzie. Marsjanie Atakują nie dorównuje żadnemu z tych filmów, podobnie jak żaden z filmów, które Burton nakręcił później. Jak dla mnie Marsjanie Atakują jest przekombinowany i przez to pogubiony - w poprzednich filmach miałem wrażenie, że cała ich ekstrawagancja wizualna i fabularna jest organiczna, że wynika z osobistych obsesji Burtona, a ten film wydaje się znacznie bardziej wykalkulowany. Gwiazdorska obsada (w której nie ma Deppa, to jest osiągnięcie ;) ) też jest dla mnie w równej mierze siłą jak i obciążeniem. To samo mam z poszatkowaną fabułą: gdyby Burton zdecydował się na wariacki kalejdoskop luźno powiązanych skeczy, w których wszystko może się zdarzyć, można by to sobie oglądać jak Monty Pythona, ale jednak jest też prosta jak drut linearna narracja, w świetle której niektóre sceny wyglądają na niepotrzebne (a jako samodzielne gagi działają tak sobie).
Oglądając go ponownie po ponad 20 latach mam w zasadzie identyczne odczucia, tylko że teraz wiem, że to był początek tendencji spadkowej, która trwa chyba do tej pory.
zgadzam się, film jest wyśmienity, gra aktorska na 10, obsada mistrzowska, fabuła elegancka, interesująco i inteligentnie.
Masz sporo racji. Ale. Podam przykład z własnego podwórka oglądalności: wiedziałem co i jak kręci np. Jarmusch i ciągle uważam, że tam nie ma czego rozumieć. Czasami jest nam bliska pewna estetyka, czasami tzw. klimat, czasami treść decyduje o opinii. To bardziej złożone, niż zasugerowałeś, natomiast w jednym masz rację całkowitą - w statystyce nie ma ani mądrości, ani prawdy.
Problem z tym filmem jest taki, że taniej wychodzi obejrzeć normalny S-F na głupawce niż oglądać cudzą głupawkę sklejoną z kilku filmów.
Jeśli po tej komedii ktoś obejrzał jeszcze jakiś S-F i się nie zniechęcił to chwała jej za to. :-)
np. ten S-F z krewetkami w jednym ciągu po tej komedii z jakimś rozweselaczem i mamy zupełnie nowy odbiór produkcji.
tu nie ma za wiele do rozumienia, film jest po prostu średni, jedni to wiedzą, inni dorabiają ideologię i głębię bo uważają, że to ujma na honorze jak średni film im się spodoba bardziej niż innym...
Ale ja nie powiedziałem, że tam jest głębia... Bo też wg mnie film nie musi mieć głębi, żeby był bardzo dobrą rozrywką :) Wystarczy - jak w tym przypadku - nietuzinkowa, odważna narracja zakropiona kapką surrealizmu, purnonsensu, absurdu i inteligencji... Tak ja to widzę. Ale z tym stwierdzeniem, że "jedni to wiedzą, inni dorabiają ideologię..." - to się poczułem jak na naszej scenie politycznej. Nasza racja jest najmojsza ;)
Jak ktos ten film oglądał w dniu premiery i miał pare, parenascie lat to zawsze będzie wracał do niego z sentymentem, bo robił wrażenie. Jak ktos ogląda ten ( badz inne klasyki) długo po premierze to choćby nie wiem co to wrażenia nie będzie
Maciek, z okazji Nowego Roku życzę Ci, żebyś kiedyś zmienił zdanie, bo to naprawdę jest niesamowita frajda usiąść i zachwycić się przykładowo Fellinim... Pewnie kosztuje to trochę wysiłku, tak jak dobra rozmowa też czasem trochę wysiłku kosztuje
Nie zgodzę się. Nie wiedziałam nic wcześniej o tym filmie. Nie czytałam o czym jest, kto tam gra, ani jaką ma ocenę. Nie nastawiałam się na nic konkretnego, a mimo to oglądając cały czas powtarzałam sobie w myślach "rany jakie to nudne, żeby chociaż śmieszne było..." - weszłam na filmweb i odetchnęłam z ulgą widząc średnią ocen, z którą w pełni się zgadzam ;)