Oczywiście, niby na to wskazuje tytuł, lecz mimo to jestem rozczarowana. Uwielbiam malarstwo Goi i liczyłam na jakiś portret psychologiczny, przynajmniej szkic postaci, tymczasem po obejrzeniu filmu można go co najwyżej scharakteryzować jako spokojnego, co nie wadzi nikomu. Nie widać za grosz charakteru Goi jako artysty, jego ambicji, nawet - o, zgrozo jakiejś wielkiej pasji dla sztuki.
Niedosyt.
Ale, żeby nie było, żem podła, 7/10 za przekonującą Natalie Portman, muzykę, kostiumy i scenę torturowania Brata Lorenzo.
To dlatego że sam Goia jest tu tylko tłem stałym punktem obserwatorem tego co się dzieje tych przemian, no w sumie na Goi znam się słabo, ale myślę że jednak trochę się do niego odnieśli. Choć jak myślę to nie on był tu najważniejszy a cała ta sprawa która działa się w tle, myślę że bardzo dobrze im wyszedł jako odnośnik do zmieniającej się epoki...