Plac Zbawiciela 7, mieszkania 15. To tu mieszka mama Bartka, a teściowa Beaty. To właśnie tu mieszkają w końcu razem, młode małżeństwo z dwójką dzieci plus 'matka Teresa za ścianą'. To tu
Plac Zbawiciela 7, mieszkania 15. To tu mieszka mama Bartka, a teściowa Beaty. To właśnie tu mieszkają w końcu razem, młode małżeństwo z dwójką dzieci plus 'matka Teresa za ścianą'. To tu wreszcie, na Placu Zbawiciela w Warszawie poznali się i przez kilka lat mieszkali twórcy filmu - Joanna Kos-Krauze i Krzysztof Krauze. "Plac Zbawiciela" na zeszłorocznym festiwalu Era Nowe Horyzonty przyćmił pozostałe filmy. Krauze pokazał swoją klasę, po jakże genialnych - "Długu" czy "Moim Nikiforze", nie obniżył tonu, nie osiadł na laurach, zabrnął o krok dalej i to z niesamowitym efektem. Oto historia niemal banalna i niezwykle aktualna - Bartek i Beata, małżeństwo z sześcioletnim stażem i dwójką dzieci, zostają brutalnie oszukani. Okazuje się, iż developer, który zajmował się budową ich nowego mieszkania, nagle zbankrutował i zniknął. Nie mają wyjścia, muszą przenieść się do matki Bartka. Jest ciężko, no ale przecież trzeba żyć dalej. Krauzowie pięknie obrazują życie przeciętnej rodziny. Rodziny, w której to mąż zarabia i czuje się panem i władcą. To w końcu obraz kobiety zniewolonej pampersami, garnkami i domem, która nie ma prawa własnego zdania, która nie ma nawet prawa być kochaną... Beata jest prostą, niewymagającą kobietą, jest przede wszystkim matką, lecz wspólne działanie męża i teściowej, ciągłe upokarzanie i upodlanie, sprawia, iż popada w głęboką depresję, staje się nikim. Wyrzeka się godności, tylko po to, by ktoś okazał jej trochę uczucia. Zdradzona po raz kolejny przez męża, zdradzona przez najbliższą przyjaciółkę, traci sens życia i podejmuje dramatyczną decyzję... "Plac Zbawiciela" to pokazany przede wszystkim dramat kobiety, bitej, upokarzanej, a przecież tak naprawdę każdej z nas... Sami twórcy filmu twierdzą, iż tym obrazem chcieli oddać dług kobietom. I tu, należy wspomnieć o wspaniałych kreacjach aktorskich Jowity Budnik i Ewy Wencel. Swoje role zagrały genialnie, nie ma w nich ani odrobiny sztuczności, prowadzą dialogi niezwykle swobodnie i realistycznie. Dodatkowo plus dla reżyserów za obsadzenie mniej popularnych aktorów, za niedopowiedziane do końca sceny i dla Pawła Szymańskiego za piękną ścieżkę dźwiękową, która wprowadzała nas w głębszą część dramatu. Osobiście nie dziwi mnie sukces jaki odniósł ten film. Krauzowie, pozwolili mi uwierzyć, że w polskim kinie jest jednak miejsce na dobry, mądry film i po obejrzeniu, przestałam w to wątpić, wszystko jest przecież próbą charakteru...